czwartek, 14 kwietnia 2016

Wróg jest wśród nas!

Battlestar Galactica jest grą planszową, która zapewni wielogodzinną zabawę nie tylko fanom serialu. Pomiędzy ludzkością a wrogimi Cylonami rozgrywa się nieustanna walka, w kosmosie i na pokładzie naszego własnego statku. (Jak to: są na mostku?!) Całej grze smaczku dodaje potężna doza paranoi, zaserwowanej graczom dzięki prostemu założeniu Battlestar Galactica: Cyloni są rasą zmiennokształtną, a przynajmniej jeden z graczy ZAWSZE wylosuje ich postać. Czy to pilot, który ma nas bronić przed statkami nieprzyjaciela? Technik, odpowiedzialny za naprawy statku? A może sam admirał, który jako jedyny może użyć broni nuklearnej i zadecydować o skoku w nadprzestrzeń… czyli de facto zablokować drogę ucieczki, gdy grunt pali się rasie ludzkiej pod stopami.

Jedno jest pewne: zdrajcy SĄ wśród nas.

Oskarżenia sypią się jak z rękawa, a ukrywanie się wśród podejrzliwych graczy wymaga sporo sprytu i zręcznych machinacji, ale są gracze, którzy tak potrafią obrócić kota ogonem, że brużdżą pozostałym przez większą część rozgrywki. Raz pomagają w obliczu zagrożenia, aby odwrócić od siebie podejrzenie, żeby potem, w kluczowym momencie, dorzucić jedną niestosowną kartę. Jeśli sabotażysta wysadzi Kajutę Admirała, nie można nikogo zaaresztować… co czasem prowadzi do nierealnych sytuacji, gdy wszyscy wiedzą, iż admirał jest Cylonem, ale nie mogą: a) go o to oskarżyć, i b) wykonać skoku bez jego decyzji. Dywersant przenosi się na swój statek dopiero, gdy się ujawni jako Cylon (tzn. pokaże swoją kartę lojalności).

Podczas każdej tury gracze losują karty umiejętności zgodne z talentami swoich postaci, których potem używają w fazie kryzysu, aby pomóc lub zaszkodzić drużynie. Mogą też się przemieszczać po pomieszczeniach (chyba że znajdują się w areszcie, z którego najpierw musieliby uciec) lub, jeśli ich postaci są pilotami, aktywować raidery i bronić statku dowodzenia przed jednostkami wroga. O sukcesie tych poczynań, jak to zwykle bywa w planszówkach, decyduje rzut kością. Ujawniony Cylon dostaje do ręki karty superkryzysów, które może rzucić w pozostałych graczy i potem z uciechą przyglądać się, jak desperacko próbują się bronić. Ponieważ o tym, czy kryzys i superkryzys zostanie zażegnany lub nie decyduje test umiejętności, na który zrzucają swoje karty wszyscy gracze, ów ujawniony Cylon też bierze w zrzutce udział - co w oczywisty sposób dalej destabilizuje sytuację ludzi.

Paranoja i wrogie intrygi sprawiają, że co rusz któryś z graczy ląduje w areszcie, z którego potem często namawia pozostałych do pomocy w ucieczce, nierzadko rzucając oskarżenia na kogoś innego. Zabawa trwa wiele godzin, a nawet z początku nieśmiali uczestnicy szybko pozbywają się oporów i przystępują do działania, które w innych okolicznościach uznaliby za nazbyt śmiałe. Wszyscy za jednego, jeden za... siebie! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz